środa, 16 października 2013

Rozdział 20

Już od trzech tygodni leżę w szpitalu. Sala jest zimna...nie potrafie się zaklimatyzować. Obdrapane łóżko stoi nieopodal okna pomalowanego na biało. Naprzeciwko łóżka znajduje się szafa. Po drugiej stronie jest mały okrągły stolik z trzema krzesłami. Na stoliku stoi wazon z kwiatami od George'a. Krwista czerwień róż dodawała temu pomieszczeniu uroku. Raz w tygodniu chodziłam na uniwersytet na zaliczenia. Nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze. Sine usta, blade policzki...i  czarna chusta na głowie. Całe życie byłam szczupła, ale teraz wyglądalam jak anorektyczka. George przychodził dzień w dzień. Tylko on wiedział o nowotworze. Czułam, że się od siebie oddalamy. Był ze mną zawsze, ale nasz związek bardziej przypominał przyjaźń. Nie bałam się nowotworu. Choroba jak każda inna. Bałam się, że go strace. Dziecko- owoc naszej miłości...tylko czy to uczucie można jeszcze nazwać miłością? Nie warto walczyc o coś, czego nie ma, ale ja go naprawde kochałam i kocham nadal. Nie mogę przecież dać ponieść się emocjom. Wierzyłam Geo. Ufałam mu. W pewnym momęcie zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Weronika. Nie mogę dłużej przed nią tego ukrywać...jest moją siostrą...może na razie nie mówić jej o chorobie...może to nie ten czas... Biłam się z myślami. Zawsze żyłam spontanicznie. Niech teraz też tak będzie.
- Halo - odebrałam telefon.
- Hej siostra. Po pierwsze to foch. Czemu się nie odzywasz?!
- Życie mi się zmieniło i...
- Ale Morge nadal jest?
- Pewnie, że tak. Morge forever- odparłam po raz pierwszy uśmiechając się w tym dniu. Ona i Karolina zawsze wiedziały jak mnie rozbawić.
-Żyjesz tam jeszcze?
- Emmm...tak tak zamyśliłam sie przepraszam.
- Nic nie szkodzi. Mam jeszcze jedną sprawę. Więc...jutro mija miesiąc odkąd ja i Niall jesteśmy razem...więc chcieliśmy was na jutro na 16 do nas zaprosić. Powiedzialabym ci wcześniej, ale ktoś telefonu nie odbierał...może wiesz kto?
- Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać...a co do rocznicy...to chyba George przyjedzie sam...
- Ja chce was obu. Czemu ? Co się stało?
- Siostra ja...ja...- po moich policzkach znów zaczęły lecieć łzy- ja leże w szpitalu...jestem chora...
- Co...ale jak...na co...
- Mam dość złośliwy nowotwór mózgu...
- Ale jak...ty...moja siostra... Czemu nic nie powiedziałaś?
- A myślisz, że łatwo jest mówić o własnych chorobach...do tego ta ciąża...
- Jesteś w ciąży!
- Tak...siostra...przrpraszam...ja kończe...nie przyjeżdżaj do mnie...
- Pffff i ty myślisz, że cię posłucham? Ale dobrze...wypoczywaj. papa.
Brunetka rozłaczyła się. Po chwili do sali wszedł George.
- Hej kochanie- przywitał się- czemu płaczesz?
- Powiedziałam Weronice...- odparłam wtulając się w jego tors.
- Dobrze zrobiłaś. Jest twoją siostrą. Powinna wiedzieć.
Rozmowę przerwała nam pielęgniarka, która zabrała mnie na badania i chemioterapię. Od lekarza dowiedziałam się, że na szczęście na razie ciąża nie jest zagrożona. Do sali wróciłam po półtorej godzinie. George ciągle tam był.
- Już wróciłaś?- spytał z uśmiechem, po czym zwrócił się do pielęgniarki- siostro ja się nią zajme.
- Dobrze proszę pilnować, żeby przez godzinkę nic nie jadła.- odparła sympatyczna kobieta w białym kitlu i opuściła pomieszczenie.
- George...-zaczęłam rozmowę...
- Tak kochanie...
- Ja... ja nie potrafię z tobą być. Jesteś wspaniałym człowiekiem, ale zobacz jak ja wyglądam...nawet nie wiadomo czy przeżyję- to powiedziawszy zdjęłam pierścionek i oddałam go Geo.
- Martyna nie mów tak!!! Nie wolno ci. Dla mnie jesteś piękna...jesteś najpiękniejsza i nie chcę innej. Tylko ciebir kocham- znów założył pierścionek na mój palec.
- Jesteś pewny?
- Oczywiście że tak. Kocham ciebie i nasze dziecko. Jesteście całym moim światem.
- A jak umre?
- Nie wolno ci tak mówić słyszysz!!! Będziesz życ i razem będziemy wychowywać nasze dziecko.
- Kocham cię George...
- Ja ciebie też.
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Wszystko.
- Chciałabym zobaczyć dziewczyny...jesteś w stanie...
- Postaram się, ale teraz musisz opoczywać.- przeniósł mnie z wózka na łóżko.- kochanie idź spać. Musisz dużo wypoczywać.- na te słowa zamknęłam oczy. Czułam jego usta na moim policzku, a jego dłoń na mojej głowie. Nie zoriętowałam się kiedy przeniesiona zostałam do krainy snów.

1 komentarz:

  1. Smutno się zrobiło :(
    Wiedziałam, że Martyna jest chora. Szkoda mi jej. Biedactwo <3
    Ale na całe szczęście George z nią jest. Weronika i Karolina także by były, gdyby im o tym powiedziała. No ale nie można jej za to winić, w końcu to na pewno dla niej trudne.
    Krótko mówiąc rozdział świetny jak zawsze i czekam na następny :*
    Mam nadzieję, że Martyna z tego wyjdzie, razem z dzidziusiem :)
    Weny kochana moja <3

    OdpowiedzUsuń