piątek, 25 października 2013
Przeprosiny
Chciałabym Was serdecznie przeprosić, że dawno nie było nowego rozdziału, ale miałam małe problemy (depresja) i z własnej głupoty wylądowałam w szpitalu. Tak więc...rozdział myślę, że pojawi się jakoś na dniach, ale nic nie mogę obiecać. Jestem tylko człowiekiem i tez popełniam błędy.
W tym poście chciałabym przeprosić wszystkich, których moja głupota i lekkomyślność dotknęły najbardziej. Mam na myśli rodziców, oraz Moich kochanych przyjaciół i siostrę- Weronikę. Domyślam się, że życie ze mną nie jest łatwe. Sorki za błędy tekst pisany na spontana. Obiecuję, że już nigdy nie zrobię takiej głupoty. Wiem, że moje słowa to za mało...po prostu przepraszam.
Przepraszam, że Was zraniłam. Przepraszam za cierpienia.
środa, 16 października 2013
Komunikat
Uwaga uwaga!!! Mam do rozdania imaginy ale tylko dla pierwszych pięciu osób, które pod tym postem napiszą z kim dany imagin ma być ( 1D, UJ i inni, z kim chcecie- obojętnie jaka gwiazda czy Austin Mahone czy Justin, czy też chłopaki z TW) oraz jaki ma byc- wesoly smutny slodki itp. Imaginy dodam przez weekend, lub po weekendzie ;)
Rozdział 20
Już od trzech tygodni leżę w szpitalu. Sala jest zimna...nie potrafie się zaklimatyzować. Obdrapane łóżko stoi nieopodal okna pomalowanego na biało. Naprzeciwko łóżka znajduje się szafa. Po drugiej stronie jest mały okrągły stolik z trzema krzesłami. Na stoliku stoi wazon z kwiatami od George'a. Krwista czerwień róż dodawała temu pomieszczeniu uroku. Raz w tygodniu chodziłam na uniwersytet na zaliczenia. Nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze. Sine usta, blade policzki...i czarna chusta na głowie. Całe życie byłam szczupła, ale teraz wyglądalam jak anorektyczka. George przychodził dzień w dzień. Tylko on wiedział o nowotworze. Czułam, że się od siebie oddalamy. Był ze mną zawsze, ale nasz związek bardziej przypominał przyjaźń. Nie bałam się nowotworu. Choroba jak każda inna. Bałam się, że go strace. Dziecko- owoc naszej miłości...tylko czy to uczucie można jeszcze nazwać miłością? Nie warto walczyc o coś, czego nie ma, ale ja go naprawde kochałam i kocham nadal. Nie mogę przecież dać ponieść się emocjom. Wierzyłam Geo. Ufałam mu. W pewnym momęcie zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Weronika. Nie mogę dłużej przed nią tego ukrywać...jest moją siostrą...może na razie nie mówić jej o chorobie...może to nie ten czas... Biłam się z myślami. Zawsze żyłam spontanicznie. Niech teraz też tak będzie.
- Halo - odebrałam telefon.
- Hej siostra. Po pierwsze to foch. Czemu się nie odzywasz?!
- Życie mi się zmieniło i...
- Ale Morge nadal jest?
- Pewnie, że tak. Morge forever- odparłam po raz pierwszy uśmiechając się w tym dniu. Ona i Karolina zawsze wiedziały jak mnie rozbawić.
-Żyjesz tam jeszcze?
- Emmm...tak tak zamyśliłam sie przepraszam.
- Nic nie szkodzi. Mam jeszcze jedną sprawę. Więc...jutro mija miesiąc odkąd ja i Niall jesteśmy razem...więc chcieliśmy was na jutro na 16 do nas zaprosić. Powiedzialabym ci wcześniej, ale ktoś telefonu nie odbierał...może wiesz kto?
- Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać...a co do rocznicy...to chyba George przyjedzie sam...
- Ja chce was obu. Czemu ? Co się stało?
- Siostra ja...ja...- po moich policzkach znów zaczęły lecieć łzy- ja leże w szpitalu...jestem chora...
- Co...ale jak...na co...
- Mam dość złośliwy nowotwór mózgu...
- Ale jak...ty...moja siostra... Czemu nic nie powiedziałaś?
- A myślisz, że łatwo jest mówić o własnych chorobach...do tego ta ciąża...
- Jesteś w ciąży!
- Tak...siostra...przrpraszam...ja kończe...nie przyjeżdżaj do mnie...
- Pffff i ty myślisz, że cię posłucham? Ale dobrze...wypoczywaj. papa.
Brunetka rozłaczyła się. Po chwili do sali wszedł George.
- Hej kochanie- przywitał się- czemu płaczesz?
- Powiedziałam Weronice...- odparłam wtulając się w jego tors.
- Dobrze zrobiłaś. Jest twoją siostrą. Powinna wiedzieć.
Rozmowę przerwała nam pielęgniarka, która zabrała mnie na badania i chemioterapię. Od lekarza dowiedziałam się, że na szczęście na razie ciąża nie jest zagrożona. Do sali wróciłam po półtorej godzinie. George ciągle tam był.
- Już wróciłaś?- spytał z uśmiechem, po czym zwrócił się do pielęgniarki- siostro ja się nią zajme.
- Dobrze proszę pilnować, żeby przez godzinkę nic nie jadła.- odparła sympatyczna kobieta w białym kitlu i opuściła pomieszczenie.
- George...-zaczęłam rozmowę...
- Tak kochanie...
- Ja... ja nie potrafię z tobą być. Jesteś wspaniałym człowiekiem, ale zobacz jak ja wyglądam...nawet nie wiadomo czy przeżyję- to powiedziawszy zdjęłam pierścionek i oddałam go Geo.
- Martyna nie mów tak!!! Nie wolno ci. Dla mnie jesteś piękna...jesteś najpiękniejsza i nie chcę innej. Tylko ciebir kocham- znów założył pierścionek na mój palec.
- Jesteś pewny?
- Oczywiście że tak. Kocham ciebie i nasze dziecko. Jesteście całym moim światem.
- A jak umre?
- Nie wolno ci tak mówić słyszysz!!! Będziesz życ i razem będziemy wychowywać nasze dziecko.
- Kocham cię George...
- Ja ciebie też.
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Wszystko.
- Chciałabym zobaczyć dziewczyny...jesteś w stanie...
- Postaram się, ale teraz musisz opoczywać.- przeniósł mnie z wózka na łóżko.- kochanie idź spać. Musisz dużo wypoczywać.- na te słowa zamknęłam oczy. Czułam jego usta na moim policzku, a jego dłoń na mojej głowie. Nie zoriętowałam się kiedy przeniesiona zostałam do krainy snów.
poniedziałek, 14 października 2013
Rozdział 19
Kolejny dzień...nie miałam ochoty na nic. Pogoda była ponura, choć od czasu do czasu do mieszkania wpadały blade promienie słońca. Widok za oknem nie ułatwiał mi życia, a tymbardziej powiedzenia prawdy. Bałam się. W ciągu pięciu minut całe moje życie mogło się zawalić jak domek z kart. Wszystkie plany...teraz marzenia pozostają marzeniami. Na dole słyszałam kszątanie się po kuchni. Wiedziałam, że to George. Wstałam i poszłam do pokoju perkusyjnego. Usiadłam za zestawem. Palcem przejechałam po talerzu. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wzięłam do rąk pałeczki i zaczęłam grac. Muzyka przesiąknęła całą mnie. Czułam się wolna. Zapomniałam o wszelakich problemach. Teraz liczyłam się tylko ja, perkusja i muzyka. Nie zauważyłam kiedy do pokoju wszedł George.
- A my szukaliśmy perkusisty- rzekł bijąc brawa.
- Emmm nie widziałam cie...przepraszam.- odparłam.
- Chciałem powiedzieć, że przygotowałem obiad, powinnaś coś zjeść- to mówiąc podszedł do mnie i czułe przytulił.
- Dziękuję, ale nie mam apetytu...
- Kochanie musisz coś zjeść. Nie przyjmuję odmowy. Czekam na dole- powiedział dając mi buziaka. Odłożyłam pałeczki na stole onok zestawu. Mój wzrok utkwił w fotografi mojej i Geo. Byliśmy naprawde szczęśliwi, daczego teraz to ma się zmienić. Poczułam na palcu pierścionek zaręczynowy. Po moim policzku spłynęła łza.
- Kochanie długo jeszcze?- George wołał mnie na posiłek.
- Już idę- odparłam wycierając pospiesznie twarz. Gdy zeszłam na dół moim oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha George. Podał mi talerz z jedzeniem po czym wskazał miejsce przy stole.
- Kochanie...-moj ukochany rozpoczął rozmowę.
-Hm?
- Co ci jest? Jesteś jakaś dziwna.
- Problemy na uczelni- odparłam bawiąc się widelcem w talerzu.
- Okej...a tak poważnie? Kochanie znamy się nie od dziś, więc możesz mi powiedzieć.
- Więc...George kocham cię. Jesteś facetem mojego życia...nigdy nie byłam szczęśliwsza.
- Misiu o co chodzi...?
- Mam dwie wiadomości...dobrą i złą.
- Zacznij od dobrej.
- Więc dobra jest taka...że...będziemy mieli dziecko.
- Naprawde? Kochanie to rewelacyjnie. Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. A ta zła?
- No i właśnie tu się zaczynają schody.- na moje słowa George w sekunde stał się poważny. W jego oczach widziałam łzy. Nie mogłam go zawieść...nie mogłam.
***
Następny dzień. Miałam wiele połączeń nieodebranych od Weroniki. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Jedyne co chciałam go cofnąć czas.
Wzięłam walizke i zaczęłam się pakować.
- Kochanie to juz?- spytał Geo wchodząc do sypialni.
- Tak...już czas. Odwieziesz mnie?
- Misiu ja tam będę z tobą cały czas...nie zostawie cię.
- Dziękuję- odparłam wtulając się w jego tors. - Naprawdę bardzo dziękuję.
------------------------------------------------------------------------
Więc...jest kolejny rozdział. Chciałabym podziękować tym co czytają i prosić o komentarze. To tyle. Życzę miłego czytania
niedziela, 13 października 2013
Rozdział 18.
-Tak...między mną, a Harry'm nic nie ma...ale za to między mną i Niall'em...
-Widziałam, że między wami jest chemia. Dobrze wiesz, że zawsze będę stać za Tobą murem i będę cię w spierać w twoich decyzjach.
-Wiem i dziękuję ci za to...- brunetka przytuliła mnie.- będzie mi ciebie brakować w UK...
-No tak...bo już jutro wylatujesz, ale mam nadzieję, że zdasz mi relację z rozmowy z naszym Niallerkiem.
-Siostra będziesz pierwsza, która się o tym dowie- Weronika posłała mi promienny uśmiech.
-Nie będziesz zła, jak pójdę? Mój kochany George coś dla nas przygotował i...sama rozumiesz.
-Pewnie że nie. Leć a ja się spakuję- to powiedziawszy brunetka pocałowała mnie w policzek, po czym założyłam buty i wyszłam. Szłam spokojnie ulicami Pragi. Piękne jest to miasto. Z dnia na dzień ono coraz bardziej mnie intryguje. Aleja doprowadziła mnie do parku, a ten do miejsca, gdzie ja i Geo się przeziębiliśmy.
-Hej kochanie - przywitałam mojego ukochanego promiennym uśmiechem.
-Hej. Myślałem, że nie przyjdziesz.- odparł delikatnie muskając moje wargi.
-Przepraszam...pomagałam Weronice i jakoś tak wyszło.
George prowadził mnie na most. Gdy już doszliśmy na miejsce moim oczom ukazał się koc, na którym były pięknie przygotowane dania, wino, a do okoła rozsypane płatki róż.
-Emmm kochanie...zapomniałam o jakiejś rocznicy?- spytałam nie ukrywając zdziwienia.
-Nie...a raczej...tak. od dzisiaj będziesz miała co pamiętac. Kochanie-zaczął klękając a z kieszeni wyjął małe pudełeczko.- czy wyjdziesz za mnie?- otworzył je, a w środku znajdował się cudowny pierścionek.
- oczywiście, że tak. George kocham cię i nic tego nie zmieni- to mówiąc uklękłam i zaczęliśmy się całować
-więc. Rozmawiałam z Harry'm. Powiedział, że też widział, że to uczucie wygasło i że chce mojego szczęścia. Rozstaliśmy się, ale jesteśmy przyjaciółmi. Potem rozmawiałam z Niallrm...
- Iiiiiiii?- nie mogłam się doczekać dalszej części opowiadania.
- I...on też powiedział, że mnie kocha...i...poprosił mnie o chodzenie. Jestem strasznie szczęśliwa...a teraz mów co u ciebie.
-A u mnie same nudy...no z wyjątkiem tego, że...
- Że....- tym razem to brunetka naciskała.
-George mi się oświadczył...
-Martyna naprawde? Wow jak świetnie. Myślałam, że nigdy tego nie zrobi.
- Jak mam być szczera...to ja też- po tych słowach obie wybuchłyśmy nirpochamowanym śmiechem.
- Nareszcie obie jesteśmy szczęśliwe.
-I to się nigdy nie zmieni- to powiedziawszy po moim policzku spłynęła samotna łza...- siostra muszę już kończyć. Zadzwonię jutro, ale na skype papa-to mówiąc rozłaczyłam się, a jedna słona łza zmieniła się w strugi płaczu 'jak ci o tym powirdzieć?' To pytanie błądziło po mojej głowie.
Rozdział 17.
-Mówisz tak, jakbyś nigdy zakochana nie była- odparł George jeszcze bardziej mnie całując.
-Z wami jest jak z dziećmi...człowiek chce wam pomóc, a wy nic nie dajecie od siebie! Dziękuję znajdę drogę do drzwi-rzekła brunetka opuszczając mieszkanie.
-Przesadza...-powiedziałam siadając na łóżku.
-Brzmiała poważnie- głos Geo był zaspany i zmęczony...
- Przejdzie jej zobaczysz...czas leczy wszystko
- Obyś miała rację jak zawsze kochanie.
- Zgłodniałam trochę...idziemy na dół coś zjeść?
- Powinnaś odpocząć....
- Nie. Teraz idziemy zjeść jakieś śniadanko, a potem może spacer?
- Mi odpowiada.
Zeszliśmy na dół prosto do kuchni. Tak właściwie to tam działo się całe życie mieszkańców jak i gości. Na górze była tylko jedna sypialnia, garderoba, łazienka oraz pokój perkusyjny. Jak jeszcze Ewa tu mieszkała spała w jednym z 5 pokoi gościnnych. Na dole znajdowała sięjeszcze jedna łazienka kuchnia i salon. Takie tam małe studenckie mieszkanko. Zadomowiłam się w Czechach i nie chciałam stąd wyjeżdżać. Na szczęście byłam dopiero na pierwszym roku studiów. Kochałam również wychodzić z Geo na miasto. Jego rozmowy z czechami były naprawde zabawne. Nie mogli sie zrozumieć. Właśnie stałam przy blacie w kuchni i wpatrywałam się w przestrzeń za oknem.
- Kochanie, coś się stało?- spytał George obejmując mnie.
- Nie nie nic wszystko ok...zamyśliłam się.- odparłam posyłając mu uśmiech.
- To co roimy na śniadanie?
- Ja chce tylko kawe...
-Byłaś głodna, może zrobię ci coś do jedzenia?
-Kotek naprawdę dziękuję. Mocna kawa mi wystarczy.
- Kawa raz. Robi się.- rzekł dając mi całusa. W tym samym momęcie dostałam smsa od Irmy.
- Kochanie z naszych dzisiejszych planów nic nie wypali- powiedziałam kładąc telefon na stole.
-Czemu?
- Bo psor Novák powiedział, że mam dzisiaj na jakieś zaliczenie przyjsć.
- To w takim razie zrobię ci kawę na wynos i przyjdę po ciebie po zajęciach.
- Ooooo jesteś kochany wiesz? To ja pójdę się szykowac- to mówiąc czule go pocałowałam i poszłam na górę. Założyłam czarne rurki i czarny sweter. Włosy spiełam w luźnego kłosa. Make up jak prawie co dzień lekko podkreslone na czarno oczy delikatny puder i balsam do ust. Gdy zeszłam pożegnałam się z George`m i wyszłam. Kawa szybko się skończyła. Dotarłam wreszcie na uniwersytet. Profesor Novák od razu mnoe poprosił
-Panna Martyna-rzekł siadając za biurkiem
- Zgadza się - odparłam- moglibyśmy już zacząć to zaliczenie? Chciałabym to mieć już za sobą.
- Lubię takie szybkie panienki jak ty- to powiedziawszy zaczął zbliżać się do mnie coraz bardziej.
- Co pan robi?
- No zaliczenie. Mała sama chciałaś- to mówiąc zaczął się do mnie dobierać.
- Niech pan mnie puści- szarpałam się ile sił. Gdy wreszcie się wyrwałam wybiegłam z sali.
-Możesz zapomnieć o zaliczeniu tego roku- krzyknął gdy wybiegałam za próg sali. Pobiegłam prosto do domu. Gdy George zobaczył mnie taką zaczął dopytywać co się stało. Po chwili opowiedziałam mu całą sytuację. On czule mnie przytulił i pocałował, po czym wyszedł.
OCZAMI GEORGE`A
Gdy Martyna powiedziała mi co zrobił jej ten zboczeniec postanowiłem sam się z nim rozliczyć. Gdy byłem już na jej uczelni spyałem studentów gdzie mogę spotkać profesora Nováka. Jeden z uczniów mi go wskazał.
-Profesor Novák?- spytałem podchodząc do niższego ode mnie w miare szczupłego mężczyzny około pięćdziesiątki.
-Tak. Pan coś chce?- miałem szczęście, że umiał angielski.
- Nie, a właściwie to tak. Niech pan sie odpier*oli od Martyny mojej dziewczyny- powiedziałem łamiąc mu nos- to tyle. Mam nadzieje że zapamiętasz.- to powiedziawszy poszedłem prosto do mpjrj ukochanej. Nigdy nie pozwolę, żeby ktoś ją skrzywdził...NIGDY!
Rozdział 16.
-A dobrze, dziękuję- odparłam z uśmiechem- Albert...
-Hm?
-Chciałabym wrócić do domu...- na te słowa posłał mi promienny uśmiech.
-Odprowadzić cię?- spytał
-Właściwie...to chciałabym, żebyś poszedł ze mną i...trochę tam ze mną pobył, jak to nie byłby problem.
-Czyli mam się wprowadzić?- jego głos był coraz bardziej radośniejszy
-Mhm...nie potrafiłabym po tym wszystkim mieszkać tam sama.
Wzięłam torbę, po czym zeszliśmy do recepcji, żeby zdać pokój. Z hotelu poszliśmy prosto do mieszkania. Wiedziałam, że w środku będzie Harronika, ale jedej osoby się tam nie spodziewałam, a mianowicie Geo.
-Siostra...czy wy- zaczęła Weronika, gdy tylko weszłam do mieszkania.
-Tak- odparłam- jestem z Albertem.- Gdy George zobaczył nas razem stał jak przyrośnięty do podłogi. Chciałam go przytulić i powiedzieć ile dla mnie znaczy. Wiedziałam, że Albert chce mojego szczęścia i jest w pełni świadomy tego, iz moim szczęściem jest Geo. Puściłam rękę Alberta i wybiegłam z mieszkania, a za mną wybiegł George.
-Martyna! Zaczekaj!!!- krzyczał wciąż za mną biegnąc
-Daj mi spokój!!! Zaufałam ci, a ty mnie zraniłeś. Mówiłeś, że nie chcesz mnie znać!- po tych słowach znalazłam w sobie więcej siły i przyspieszyłam. Wbiegłam do parku, po czym skręciłam w uliczkę prowadzącą do mini lasku, następnie przez krzaki i w mgnieniu oka znalazłam się przy stawie. Był średniej wielkości, z każdej strony porośnięty trzciną. Dwa duże krzaki z których wyłaniał się most ciągnący się aż do środka stawiku zasłaniały wszelaką widoczność z głównej ulicy. Bezmyślnie wpatrywałam się w delikatnie falujące trzciny, gdy nagle poczułam jak czyjeś ręce od tyłu czule oplatają moją talię.
-Wiedziałem, że cię tu znajdę- szept geo otulił moje ucho. Chciłam się wyrwać, ale nie miałam tyle sił.
-Puść mnie!-krzyknęłam wciąż się miotając.
- Martyna nic ci nie zrobię. Chcę tylko porozmawiać.
-Już mi powiedziałeś to co chciałeś i wiesz co? Ja też cię nie chcę znać.- moje słowa wyraźnie go zabolały, gdyż przestał mnie obejmować tylko podszedł do brzegu stawu zdjął buty i wskoczył do wody.
-George! Przestań! Utopisz się!!!- krzyczałam
-I tak już nie będziesz moja więc po co mam żyć- zadał mi pytanie,a po chwili zniknął pod taflą wody.
-George!!!! To nie jest śmieszne!!!!- byłam przerażona. Kochałam go nie chciałam go stracić...bez namysłu wskoczyłm za nim. Pod wodą widziałam jego uśmiechniętą twarz. Wynurzyliśmy się, a on rzekł:
-Czyli jednak mnie kochasz.
-Tak idioto kocham cię. Nie rób tak nigdy więcej.- to powiedziawszy wyszłam z wody.- zimno mi...
-Chodź do domu. Nie chcę żebyś się przeziębiła.
-Sam do tego doprwadziłeś- wtuliłam się w chłopaka.
-Tak wiem, ale tylko to wpadło mi do głowy.
-Kochanie...najpierw się myśli a potem robi, a nie odwrotnie.
-Powiedziałaś do mnie "Kochanie"...czy to oznacza, że...
-Tak głuptasie wrócę do ciebie, oczywiście jeżeli tego chcesz.- na te słowa George wziął mnie na ręce i zaczłął kręcić w kółko, następnie złączył nasze usta w czułym pocałunku.
-No widzisz siostra...miłość. - odparłam próbując się uśmiechnąć
- To ja już wolę miłość Harry'ego do żelu do włosów. Czasem się zastanawiam czy jego nie kocha bardziej ode mnie.
-Takie życie- powiedział George dając mi buziaka.
-Czy wy nawet w chorobie musicie sobie okazywać miłość?!- Na te słowa Weroniki wszedł Harry.
-Kochanieeee- powiedział robiąc słodkie oczka- bo widzisz...mam sprawę...nie poszłabyś do drogerii?
-A po co?-Spytała brunetka
- Bo... bo...mój żel do włosów się skończył...a przecież sam nie pójdę...zobacz jak ja wyglądam jak sto nieszczęść!!!
-Harry...
-No kochanie, ale moje loczki potrzebują tego żelu...one umierają...widzisz...tio jest ich ostatnia prośba przed śmiercią...
-Dobra niech ci będzie- to mówiąc pocałowała swojego zielonookiego loczka.
-To już leć, bo za kwadrans zamykają, a ja uszykuję garnitur na pogrzeb- usatysfakcjonowany pobiegł do innego pokoju.
-Widzicie co ja z nim mam...-rzekła brunetka wychodząc z pokoju- aha i nie miziajcie się.
-Nie może nam tego zabronić- powiedział Geo, gdy usłyszał, że Weronika się oddaliła i dał mi słodkiego buziaka.
Rozdział 15.
-Siostra!!! Ty żyjesz!!!-brunetka rzuciła mi się na szyję.
-Tak...żyję...a co się stało...Gdzie jest George?- spytałam
-Ja tu się o Ciebie martwię, a ty tylko George i George...-odparła z podirytowaniem i grymasem trzylatka na twarzy- a chłopaki są u Was w mieszkaniu.- weszłam do łazienki, po chwili usłyszałam głos Weroniki-Siostraaa kto to Albert?
-Eee a o co chodzi?
-Dzwoni do ciebie- w błyskawicznym tępie wybiegłam z łazienki wyrwałam telefon z ręki mojej siostry i odebrałam.
-Hej Albert.
-Hej. Martyna co się dzieje...nie odzywasz się. Zacząłem się martwić, że coś ci się stało.
-Nic mi nie jest. Możemy się dziś spotkać? Chciąłabym z Tobą pogadać.
-Jasne. Gdzie i Kiedy?
-Najlepiej to dzisiaj...hmmm pasuje ci teraz w parku nad stawem?
-Zaraz tam będę.
-Ja będę tam za jakieś pół godzinki, więc nie musisz się spieszyć-po tych słowach rozłączyłąm sie i wzięłam torbę.- siostra ja wychodzę.
-Umówiłaś się z Albertem...
-Tak i co z tego?
-Nic...a George?- brunetka popatrzyła na mnie troskliwym wzrokiem
- Co george?
-Co z nim?
-Weronika wyluzuj...Albert to tylko przyjaciel, a z Georgem jestem. Wiem kiedy kończą się granice. Idź do chłopaków, albo jak chcesz to tu zostań, ja już idę-po tych słowach opuściłam pokój hotelowy i udałam się w kierunku parku na spotkanie z Albertem.
Gdy Martyna wyszła, postanowiłam pójść do chłopaków. Byli w mieszkaniu i sprawdzali co zginęło. Na szczęście hotel znajdował się zaledwie kilka kroków od miesca zamieszkania mojej siostry. Już po dziesięciu minutach znalazłam się w mieszkaniu.
-Hej-przywitałam się z dwoma loczkami.
-Mój skarb przyszedł- Harry podbiegł do mnie wziął mnie na ręce i zaczął całować.
-Gdzie Martyna?- spytał George
-Ja właśnie w tej sprawie...Wiesz kto to Albert?
-Nie...Nie znam ani jednego Alberta, a co?
-Martyna poszła się z jakimś Albertem spotkać. Dzwonił do niej i przy jego kontakcie miała serduszko.
-Co?!- Geo w jednej sekundzie stał się wściekły...czułam że źle zrobiłam i że będzie kłótnia...jednak skąd mogłam wiedzieć, że Martyna nic mu nie powiedziała o swoim pseudo przyjacielu.- wiesz gdzie się spotkali?
-Cos o parku mówiła.
-Stary gdzie idziesz?- Krzyknął Harry
-Jak to gdzie? szukać ich!- po tych słowach wybiegł z mieszkania
-Harry biegniemy za nim!
-po co?- spytał wyraźnie zdziwiony
- Jak to po co? Do czego może dojść między Geo a tym Albertem?
-Uuuu...
-No właśnie uuu...chodź-pociągnęłam go za nadgarstek.
-A mój żel do włosów?
-Harry!!!
-Dobrze już idę idę...nawet fryzury nie pozwalają człowiekowi poprawić...
-Martyna co się stało?- Albert przytulił mnie na przywitanie...zawsze to robił
-Nic...chciałam z kimś pogadać...-odparłam z przymuszonym uśmiechem, po czym opuściłam głowę
-Martyna...przecież widzę...- delikatnie podnósł swoim kciukiem moją twarz i spojrzał mi głęboko w oczy. W tej chwili usłysząłam głos Geo
-Martyna!!! Co ty tu robisz?! Kto to do cholery jest?!- rzucił się na Alberta z pięściami
- To mój przyjaciel!!! Możesz go zostawić?- gdy to powiedziałam zjawił się Harronika. Próbowałam ich odciągnąć od siebie, ale na marne. Harry pomógł mi i razem jakoś daliśmy radę.
-Z nami koniec! Idź do tego lalusia- powiedział George wycierając palcem krew z nosa, jednocześnie odwrócił się i poszedł w drugą stronę.
-George!- krzyczałam biegnąc za nim.
-Nie chcę cię znać!
-Nie rozumiesz że nas nic nie łączy!!! Kocham tylko ciebie!!!
-Widziałem co widziałem...idź do niego!!!
-George...-zaczęłam płakać- Debilu kocham tylko Ciebie nie rozumiesz tego?!
-Rozumiem to, że z nami koniec!!!- gdy to powiedział pobiegłam do pokoju hotelowego. Nikogo nie chciałam widzieć w tamtym momęcie...tylko George'a.
"Nigdy cię nie było, gdy tego potrzebowałam, a teraz to moja wina, że masz taką pracę..."-myślałam. W pewnym momęcie zadzwonił Albert.
-Halo?- odebrałam, a mój głos drżał
-Martyna...jak się trzymasz?
-A jak mam się trzymać? Właśnie straciłam faceta mojego życia...ty też odejdziesz?
- Nie masz się czym przejmować, ja zostanę. Chcesz się spotkać?
-Tak, ale nie pokażę się w tym stanie na ulicy. Może przyjdziesz do mnie? Aktualnie mieszkam w hotelu...
-Jasne. Powiedz gdzie i numer pokoju.
-Wiesz gdzie mieszkam?
-No pewnie.
-To tam niedaleko jest taki hotel i pokój 669
-Będę za 15 minut.
-dzięki.- rozłączyłam się i w tym momęcie dostałam sms od Weroniki, że jak coś są w mieszkaniu i zawsze mogę do nich iść. Nie chciałam teraz iść do tamtego miejsca...za bardzo przypominało mi o George'u. Włączyłam wifi w telefonie. Cały internet żył jedną wiadomością: " George Shelley ma nową dziewczynę" zaczęłam płakać jeszcze bardziej...jeszcze wczoraj mówił, że mnie kocha... a co jak nie jeździł do pracy...tylko do niej?! Moje rozmyślania przewało pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć.
-Albert...dziękuję że jesteś- wtuliłam się w chłopaka.- tylko na ciebie i Weronikę mogę liczyć. Na Karolinę też, ale ona jest teraz w UK.
-Co się stało?- pokazałam chłopakowi news internetu.
-Martyna...przykro mi-przytulił mnie jeszcze bardziej
-Błagam nie zostawiaj mnie teraz...-powiedziałam przez łzy. Gdy go przytulałam czułam przez koszulkę jego umięśnioną klatkę piersiową.
-Martyna...spójrz mi w oczy- rzekł głosem czułym i delikatnym. Podniosłam głowę...utonęłam w jego ślicznych czekoladowych tęczówkach...prawie zapomniałam o problemach- może nie był ciebie wart...nie zasłużył na ciebie- gdy do mnie mówił miałam ciarki na całym ciele, jednak moje myśli nie odbiegały od George'a. Alberta usta coraz bardziej zbliżały się do moich. Nie potrafiłam tego przerwać...po kilku setnych sekundy chłopak połączył nasze usta w czułym pocałunku. Nie żałowałam tego...wręcz przeciwnie. Coś mnie do niego ciągnęło równie mocno jak do George'a. Gdy nasze usta dzieliła wolna przestrzen Albert wyszeptał
-Zakochałem się w Tobie...nawet nie wiesz jak bardzo nie mogłem się doczekać tego momętu.- tym razem to ja go pocałowałam- Martyna...powiedz szczerze. Kochasz George'a? Jeżeli tak możemy zatrzymać się tylko na przyjaźni i obiecuję, że pomogę ci, żebyście znów byli razem.
-Kocham go, ale on ma nową dziewczynę.
-Chcesz to tak zostawić? Przecież on ci daje szczęście...
-Chcę być z George'm...ale do ciebie też coś czuję...przykro mi Albert, ale miłość do Geo jest większa.- na te słowa chłopak mnie przytulił i rzekł
-Nie pozwolę ci się smucić. Pomogę ci w sprawie z Geo. Obiecuję.
Rozdział 14.
-Hej- przytulił mnie na przywitanie
-Hej-odwzajemniłam przytulasa-długo czekasz?
-Nie. Tak właściwie to dopiero co tu przyszedłem. Masz dzisiaj jakieś ważniejsze zajęcia?
-Dziś zaliczeń nie mam i aż tak ważnych zajęć też nie. Irma ma dzisiaj iść na wszystkie wykłady, więc od niej wezmę notatki, a co?
-W takim razie zgodzisz się, żebym cię porwał na kawę i ciacho?- w jego oczach było coś tak przekonywującego, że nie mogłam się nie zgodzić.
-Jasne-odparłam z uśmiechem. Poszliśmy do jednej z pobliskich kawiarni. Lubiłam z nim spędzać czas. Ludzie brali nas za parę, a byliśmy tylko przyjaciółmi. W pewnym momęcie dostałam smsa.
-Irma?-spytał puszczając mi oczko.
-Nie. Mój chłopak. Napisał, że Harronika i Zarolina już wyjechali i odwołał dzisiejsze spotkanie. Niestety ale musiał z nimi lecieć i ma wrócić za dwa dni.
-On nie jest stąd?
-Nie. On pochodzi z Wielkiej Brytani.
-Mhm...Nie wiedziałem, że masz chłopaka-powiedział ze smutkiem- ale mógłbym się domyslić, że taka ślicznotka ma kogoś
-Hej...ja nie jestem śliczna.
-Jesteś i się nie kłóć. A to z twoim chłopakiem...to już tak na stałe?
-Sądzę, że tak. Kocham go.
-Mhm...
-A ty masz kogoś?
-Nie.
-Taki przystojniak sam?
-Czekam na tę jedyną, tylko cos myślę, że ona jest zajęta.- naszą rozmowę przewał dźwięk mojego telefonu- przepraszam cię, musze to odebrać.
-Nie ma sprawy-odparł z udawanym uśmiechem.
-Hej jestem już w Pradze. Zameldowałem się w hotelu. Byłem u ciebie w mieszkaniu, ale było puste. Gdzie jesteś?
-Hej Lou. ja jestem w kawiarni koło uniwersytetu.
-Ok a podasz dokładny adres?-spytał. podałam chłopakowi adres, po czym wróciłam do Alberta.
-Wow płynnie mówisz po angielsku. Pochodzisz z UK?
-Nie. Pochodze z Pl, ale mieszkałam długo w Angli.
-To był twój chłopak?
-Nie. to był mój przyjaciel. Mój chłopak wyleciał do UK
-A już się bałem, że twój chłopak tu przyjdzie i bedę miał nieprzyjemności.
- Nie masz się czego obawiać.
Po około 10 minutach do kawiarni przyszedł Louis.
-Hej -pocałował mnie w policzek na przywitanie.
-Hej. To mój przyjaciel Albert. Albert to mój przyjaciel Louis.
-Masz dużo przyjaciół-odezwał się Louis podając Albertowi rękę.
-Martyna ja już muszę lecieć. Zapomniałem, że mam spotkanie, przepraszam, może spotkamy się jutro?-powiedział Albert.
-Jasne czemu nie- pożegnałam się z chłopakiem i zostałam sam na sam z BooBerem.
-Może się przejdziemy?- zaproponował Tomlinson- Chciałbym zobaczyć Pragę.
-W takim razie polecam widoczki na stawem. Tam jest naprawdę pięknie.- wyszliśmy z kawiarni i poszliśmy do parku nad stawek. Usiedliśmy na trawie i gadaliśmy do wieczora.
-Trochę chłodno- rzekłam, gdy między nami zapadła cisza. Chłopak bez namysłu zdjął bluzę i mi ją wręczył.
-Zakładaj, bo zmarzniesz.
-Dzięki- odparłam. Gdy miałam na sobie już jego bluzę nasze spojrzenia się spotkały. Nie spostrzegłam kiedy nasze usta zaczęły dzielić milimetry. Jednak w pore się opanowałam.- Wiesz...musze już lecieć- rzuciłam szybko oddając Louisowi bluzę, a już po chwili straciłam go z pola widzenia. Jak najszybciej chciałam znaleźć się w domu. "Dlaczego musiałeś wyjechać akurat dzisiaj..." myślałam. Był mi teraz potrzebny. Moje dwa zauroczenia nie mogły zabić prawdziwej miłości. Nie zauważyłam, kiedy znalazłam się przed drzwiami mieszkania, jednak drzwi były uchylone. Otworzyłam je bardziej i przeżyłam szok. Meble były poprzewracane i wszystkie rzeczy leżały na środku. W moich oczach momętalnie pojawiły się łzy. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam o George'a . Już po dwóch sygnałach usłyszałam jego promienny głos.
-Hej skarbie.
-George...wracaj jak najszybciej błagam cię-wykrztusiłam przez łzy
-Kochanie co się stało.
-Właśnie jestem w mieszkaniu...jest całe zdemolowanie...okradli nas.
-Martyna wyjdź stamtąd. Tam może jeszcze ktoś być.-posłuchałam chłopaka i wydszłam z mieszkanie- Wrócę jak najszybciej się da.
-Wrócisz dzisiaj?
-Będę za jakąś godzinkę. Masz gdzie się podziać przez ten czas?
-Nie wiem...
-Kochanie mam lepszy pomysł. Leć do rodziców.
-Nie chcę...będę im musiała to opiowiedzieć. Mam trochę kasy pójdę do hotelu. Wynajmę pokój na dobę, albo dwie i jakoś to przeczekam.
-Słońce ja zaraz mam samolot. Będę jak już mówiłem za godzinkę. Nie wchodź do mieszkania czekaj na mnie.
Rozłączyłam się i poszłam do pobliskiego hotelu. Wynajełam pokój i udałam się do niego. Czułam na sobie czyjś wzrok. Gdy znalazłam się w pokoju zadzwoniłam do Weroniki. Zawsze mogłam się z nią podzielić wszystkimi moimi problemami. Brakowało mi jej tutaj, ale rozumiałam to, że ma własne życie i nie zawsze znajdzie dla mnie czas. Gdy się rozłączyłyśmy położyłam głowę na poduszce i słuchając muzyki w swoim własnym świecie zasnęłam.
Rozdział 13.
-No czemu nie, tylko ja Zayn i Harry mieliśmy inne plany...-odparła brunetka
-Nie no spoko...nic na siłę a kto idzie jak mogę wiedzieć?
-Ja, Zayn, Harronika Ewa i Josh.
-Mhm-mruknełam pod nosem stawiając kawę. Byłyśmy w kuchni we dwie. Reszta albo spała, albo jej nie było.
-Siostra no co jest. Ty i tak masz zajęcia.
-O faktycznie. Miałam nie iśc ale jak z tych planów nici to jednak pójdę na uczelnie- tto mówiąc płynnym ruchem założyłam czarne krótkie conversy wzięłam torbę z notatkami i pocałowałam Karolinę w policzek na pożegnanie. Zbiegłam ze schodów. Miałam 20 minut do rozpoczęcia zajęć. Bałam się, że nie zdążę. Biegłam ulicami Pragi. Wpadłam na jakiegoś chłopaka. W pośpiechu go przeprosiłam, po czym ruszyłam w dalszy wyścig z czasem. Przed uniwersytetem podeszła do mnie jedna z koleżanek z roku.
-Hej. Masz notatki z wykładu u Nováka?-spytała Irma
-Tak czekaj zaraz ci podam-odparłam z uśmiechem-cholera jasna.
-Co się stało?
-Posiałam gdzieś portfel, a byłam pewna, że miałam go w torbie. Tu masz notaki.
-Dzięki. A może w domu zostawiłaś.
-Napiszę do George'a, może faktycznie gdzieś w domu leży.-wyjęłam telefon i zaczęłam pisać.
-Kto to George?
-Mój chłopak-to mówiąc dostałam smsa " Portfel masz w torbie ;*" - nasza nadzieja niestety upadła.
-A co tam miałaś?- zadała pytanie Irma z nosem w notatkach.
-Dowód, kase, karte, zdjęcia, paragony i takie tam.
- Za pięć minut zaczyna się wykład u profesora Nìmeca. Olewamy i idziemy szukać portfela, czy może udamy się na zajęcia.
- U niego mam mieć zaliczenie, więc wypadałoby się tam pokazać. Zaraz zablokuję kartę i jakoś muszę żyć-odparłam. po czym udałyśmy się do murów uniwersytetu. Po dwugodzinnej gadaninie Nìmeca wraz z Irmą udałyśmy się do parku.
-Naprawde nie wiesz gdzie posiałaś ten portfel?
-Nie...chociaż...rano wpadłam na jakiegoś chłopaka...
-Ładny?
-Nie wiem widziałam go przelotnie, ale chyba tak.
-Mmmm przelotny romans...nie wiedziałam, że tak się bawisz-mówiąc to Irma zaczęła się śmiać.
-Oj no proszę cię. Mam chłopaka i romansy mnie nie interesują.
Gdy tak rozmawiałyśmy podszedł do nas pewien chłopak. Miał pociągłą twarz, a na jego czekoladowe oczy swobodnie opadała brązowa grzywka zaczesana na prawą stronę.
-Hej. Zgubiłaś to rano-rzekł wręczając mi portfel
-Hej..dzięki- odparłam nieśmiało- to na ciebie rano wpadłam? Przepraszam...
-Nie masz za co. Ty mogłabyś wpadać na mnie co dzień.
Zarumieniłam się.
-A tak w ogóle jak masz na imię?-spytał kucając naprzeciwko mnie.
-Martyna.
-Ślicznie. Ja jestem Albert- to mówiąc podał mi rekę. Odwzajemniłam gest.-Może się gdzieś przejdziemy?
-Widzisz...nie jestem sama.
-Oj Martyna na śmierć zapomniałam. Ja już muszę lecieć. Pa- Irma pocałowała mnie w policzek, a po chwili już jej nie było.
-Jednak jesteś sama-powiedział wstając jednocześnie wyciągając rękę w moją stronę. Wstałam z ławki i poszliśmy ścieżką idącą przez środek parku.
-Tu nie daleko jest fajna kawiarnia może się przejdziemy?- zaproponował posyłając mi promienny uśmiech.
- Nomć możemy iść-odwzajemniłam uśmiech. W kawiarni spędziliśmy dobre trzy godziny. Ciągle się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Chwilami wydawało mi się, że mam z Albertem lepszy kontakt niż z George'm
-O już ta godzina-powiedziałam patrząc na zegarek- przepraszam cię, ale muszę już iść.
-Może cię odprowadzę?- zaproponował
-Nie dzięki jeszcze muszę wstąpić do księgarni i nie obraź się, ale w takie miejsca wolę chodzić sama.
-No dobra, ale widzimy się jutro na uczelni.
-Obiecuję.
-Jak coś mam twój numer, więc ci o sobie przypomne.
-O przyjaciołach nie zapominam-odparłam z uśmiechem, po czym wyszłam. Tak naprawdę nie miałam zamiaru iść do księgarni, ale nie chciałam, żeby Albert odprowadzał mnie do domu. Gdyby George to zobaczył mógłby to źle zrozumieć, a tak naprawde ten chłopak był tylko moim przyjacielem. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam słuchać Green Day'a i All Time Low. Gdy wróciłam do mieszkania w środku nikogo nie było.
-Nareszcie mam chwile dla siebie-pomyślałam i zabrałam się za czytanie. W książce znalazłam karteczkę. " Hej Kochanie Ewa i Josh polecieli do UK a Zarolina i Harronika poszli na randkę. Ja wrócę wieczoram. Kocham cię. George :* ". Straciłam ochotę na czytanie. Wzięłam do ręki telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Alberta.
-Co ja robie-powiedziałam sama do siebie i wyszłam z książki telefonicznej.-Martyna tylko sie w nim nie zakochuj...Masz chłopaka którego kochasz.- między myślami w mojej głowie toczyła się trzecia wojna światowa...albo raczej myślowa...zapanowała cisza...nagle rozległ się utwór Green Day'a " Holidays"
-Halo?-odebrałam telefon
-Hej Martyna tu Louis- "tylko ciebie mi brakowało...jaaasne komplikuj mi życie bardziej"-pomyślałam
-Hej. Miło słyszeć twój głos.- odparłam robiąc dobrą minę do złej gry.
-Kiedy wracasz do UK?
-Za ponad cztery lata. A Co?
-Nic...chciałem się z kimś spotkać i pogadać.
-No przykro mi nie mogę wcześniej wrócić.- odparłam
-No cóż...trudno. Zadzwonię jutro tylko znajdź dla mnie minimum godzinkę.
-Obiecuję-to powiedziawszy rozłączyłam się.
Położyła telefon na ławie i ruszyłam w stronę łazienki, aby wziąć długą i relaksacyjną kąpiel. Po półtorej godzinie wyszłam z pomieszczenia już w koszuli nocnej. Przeszłam do sypialni. Zastałam tam George'a.
-Wróciłem wcześniej-rzekł składając pocałunek na moich ustach.
-Jestem padnięta- powiedziałam kładąc się na łóżku.
George zaczął gładzić moje włosy.
-Kochanie idź już spać. Jutro spędzimy cały dzień razem. Tylko ja i ty. Wszystko już zaplanowałem.
-Misiek przepraszam, ale jutro nie mogę. Może wieczorem ale cały dzień mam zajęty.
-Kochanie...akurat jutro? Jutro cały dzień spedzasz ze mną.
-Nie mogę. Najpierw mam zajęcia, a potem obiecałam przyjacielowi, że mu pomogę.
-A ten przyjaciel sobie sam nie poradzi...to jest dla mnie naprawdę ważne.
-A co takiego?
-To niespodzianka- odparł całując mnie.
-A wieczór starczy?
-Okej...ale od 17.
-Postram się- to mówiąc złożyłam pocałunek na jego ustach po czym poszłam spać.
Rozdział 12.
-Hej. Nic mi się dzisiaj nie chce. Najchętniej zostałabym w łóżku i nic nie robiła- odparłam zakrywając się kołdrą.
-No to z Twoich planów nici. Dziś przyjeżdża Weronika. Zapomniałaś?
-To dzisiaj? Kurcze...wyleciało mi z głowy. byłam pewna, że jutro.
-Harry właśnie napisał, że za jakąś godzinę wylatują, więc za jakieś trzy godziny powinni być.
Usiadłam na łóżku i bezmyślnie wpatrywałam się w bordową ścianę. Po chwili jednak zwlokłam się z ósmego cudu świata i poszłam bez słowa do łazienki. Umyłam się i umalowałam, po czym założyłam ciemnogranatowe jeansy białą bokserkę i na to jeansową koszule. Włosy spięłam w wysoką kitkę i wróciłam do sypialni. Rzuciłam się na pościelone łóżko.
-Kochanie...widać, że jesteś zmęczona, może idź spać, a jak przyjadą to cię obudzę.
-Naprawdę? O dziękuję. kochany jesteś-odparłam całując mojego wybawiciela.
-To dobranoc słońce- rzekł składając delikatny pocałunek na moim policzku, po czym wyszedł.
-Hej- przywitałem naszych jak zwykle mile widzianych gości.
-Hej- odparła Weronika- gdzie Martyna? Stęskniłam się za nią.
-Martyna śpi. Jak wstała, była bardzo zmeczona, zaraz idę ją obudzić-odpowiedziałem
-Gdzie walizki?-spytał Harry
-Korytarzem i na lewo.
-Słyszałam, że Karolina też jest-rzekła Weronika podążając do salonu.
-Jest, ale ona, Zayn, Ewa i Josh poszli na jakiś seans. Z tego co wiem ma on trwać 48h.
-Weronika!!!-zaczął się wydzierać loczuś- gdzie jest mój różowy żel do włosów?!!!
-Sprawdź w kosmetyczce- powiedziała- a ty George idź wreszcie obudzić Martynę. ty masz ją na codzień, a ja raz na kilka miesięcy, więc się nie dziw, że za nią tęsknię.
Z małą niechęcią musiałem iść i ją obudzić. Trochę obawiałem sie konsekwencji tego czynu.
-Kochanie wstawaj. Harronika już jest- szepnąłem jej do ucha.
-Nie ce wstawać-odparła robiąc słodką minkę
- Tym razem nie ulegnę.
- Ulegniesz- rzekła, po czym zaczęła mnie łaskotać.
-Dobra, dobra rozejm-wyksztusiłem przez śmiech. wziąłem ją na ręce i zaniosłem do salonu- a oto moja śpiąca królewna- powiedziałem stawiając Martynę na podłodze.
-Hej Weronika. Steskniłam się- dziewczyny zaczęły się przytulać.
-Ja też. Chodź na spacer. Pogadamy trochę bez chłopaków- zaproponowała brunetka, po czym wyszły.
-Więc, to tu mieszkasz- zaczęła rozmowę Weronika
- Tak. jak mam być szczera, to już się przyzwyczaiłam.
-Pięknie tu. masz gdzie wyjść...
-Siostra...nie o tym chcesz pogadać prawda?-spytałam
-Bo widzisz...kocham Harry'ego, ale...
-Ale...?
-Ale co będzie za kilka lat, gdy to uczucie przestanie istnieć?
Po jej policzku zaczęła spływać pojedyńcza łza.
-Weronika...zacznijmy od pytania, czy chcesz, aby to się skończyło.
-Nie...ale jego ciągle nie ma w domu i ja nie wiem czy to wytrzymam.
- Jeśli się naprawdę kochacie, to wasza miłość przetrwa wszystko- to mówiąc przytuliłam ją, po czym zabrałam do Starbucksa na kawę.
Rozdział 11.
-Dzień dobry kochanie-powiedziałam wchodząc do kuchni
-Oooo...dzień dobry...myślałem, że śpisz-odparł zmieszany przygryzając wargę.
-Misiek spałam, ale coś mnie obudziło...co ty tu w ogóle robisz?
-Robiłem dla ciebie śniadanie, chciałem żeby było romantycznie...
-I?
-i spadła mi patelnia na podłogę- gdy to powiedział podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek-chciałem żeby było romantycznie-rzekł patrząc mi prosto w oczy.
-Bedzie-odparłam, po czym zabrałam się za robienie śniadania
***
-Siostraaa... jakbyś gdzieś w UK nie mogła studiować, tylko ja tu się muszę z walizką męczyć-powiedziała Karolina przekraczając próg mieszkania.
-Martyna...tak dla życia ochroniarzy lotniska, to radzę się przeprowadzić-dopowiedział Zayn
-A co się stało?-spytałam
-To ich wina, po kij im kości w nosie?!-krzyknęła brunetka.
-Zayn...co ona zrobiła?-nie byłam pewna czy chciałam znać tą historyjkę.
-Tak w skrócie...ochroniarz zwrócił jej uwagę, a ona już miała zły humor i trochę się z nimi poszarpała.
-No i..-wyciągałam z chłopaka dalszą część
-Prawy sierpowy-odparł siadając na fotelu.
-Ale mnie kochasz-odparła Karolina siadając mu na kolanach i obdarowując jego usta licznymi pocałunkami.
-A może tak udacie się do swojego pokoju i tam się będziecie miziać-rzekłam z podirytowaniem.
-To powiedz gdzie-odpowiedziała Karolina z trudem odklejając się od swojego ukochanego. zaprowadziłam ich do jednego z kilku pokoi, po czym wróciłam do salonu. Wzięłam z ławy książkę Grahama Mastertona "Panika" i zagłębiłam się w poznawanie treści lektury. Długo nie nacieszyłam się książkowym cudem, gdyż George właśnie wrócił z cukierni. Położył kartonik pełen babeczek w kuchni na stole i przyszedł do mnie. Delikatnie złożył pocałunek na moim policzku.
-Hej kochanie. Była kolejka-rzekł kładąc głowę na moich kolanach.
-Tak wiem. Najlepsza kawiarnia. tam zawsze są tłumy. Ale dobrze, że kupiłeś coś słodkiego. Zarolina przyjechała. Coś myślę, że słodkości szybko się rozejdą-to mówiąc złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
-Za co to było?-spytał przygryzając dolną wargę.
-Za to, że cię bardzo kocham-zaczęłam bawić się jego słodkimi loczkami.
-Misiuuuu obojętnie jak bardzo będziesz mnie kochać, ja i tak kochaqm cię sto razy bardziej.
-Mój kochany uparciuch.
-Oj kochanie...chodź na muffinki.
Dobrze wiedział,że kocham słodycze. Podniósł się i podał mi rękę pomagając mi wstać. Poszliśmy do kuchni i zaczęliśmy zajadać się pysznymi babeczkami.
Rozdział 10.
-Ciekawe kto to-pomyślałam, po czym przyłożyłam telefon do ucha
-Halo?
-Martyna?!-w słuchawce usłyszałam Głos George'a.
-Tak to ja. Co chcesz? Przecież wg ciebie związki na odległość nie są trwałe, więc nie rozumiem po co do mnie dzwonisz.
-Otwórz drzwi-powiedział stęsknionym głosem
-Po co?-spytałam
-Jak otworzysz, to się dowiesz.
-No dobra...-odparłam z nutką ciekawości. Rozłączyłam się, po czym podeszłam do frątowych drzwi. delikatnie chwyciłam za klamkę. Nie byłam pewna czy powinnam ją nacisnąć. Mozolnym ruchem zaczęłam opuszczać klamkę w dół. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha George'a z gitarą. Zaczął grać piosenkę "Fix You". Do moich oczu napłynęły łzy. Poczułam, że George to ten jedyny i wyjątkowy facet, że chcę z nim spędzić resztę życia. Gdy skończył zdjął z ramienia gitarę i oparł ją o ścianę. Rzuciłam mu się na szyję. Czułam jak jego silne ramiona "miażdżą" moją talię. Czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
-Już nigdy nie pozwolę ci odejść-jego szept otulił moje ucho
-Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić-odparlam patrząc mu prosto w oczy.
-Tą obietnicę mogę dotrzymać-to mówiąc musnął delikatnie moje usta, po czym zniknęliśmy w murach mieszkania.
***
-Jesteście za słodką parą-skomętowała Ewa wchodząc do domu.
-Skąd przypuszczenia, że my to para?-spytałam odklejając się od Geo.
-Taaaaak, bo przyjaciele miziają się w salonie na kanapie-odparła przysiadając się
-Dobra. Wygrałaś. Kochanie to jest moja przyjaciółka...
-Eehem-zachrząkała Ewa
-...siostra Ewa. Siostrooo to jest mój chłopak George.
-Miło mi-rzekł podajac brunetce rękę
-Hej. Mi też-odparła pokazując swoje białe jak śnieg zęby.
-Mamy zamiar iść na pizzę. Idziesz z nami?-spytał Ewkę mój chłopak.
-Jasne. O ile zabierzesz jakiegoś kolegę-odparła Ewa dźgając mnie w bok.
-Ty farciaro-powiedziałam z niedowierzaniem. ewa spojrzała na mnie nie wiedząc co mam na myśli. Przyjechało z nim trzech kumpli, ale jeden ma chłopaka do niego masz nie zarywać a jeden...hmmm jeden jest wolny
-A ten co ma dziewczynę wyjechal z nią na wakacje-dodał George obejmując mnie w pasie.
-To idziemy-zakomenderowała Ewa kierując się w stronę drzwi.
-Tak jest-odpowiedzieliśmy chórem salutując i ruszyliśmy za Ewką.
-Hej. Miło cię poznać jestem Josh.
-Chyba zaiskrzyło-szepnął mi na ucho George.
-Więc jak? Ulatniamy się?-odparłam. George zlapał mnie za rękę po czym wyszliśmy z Pizzerii.
-To gdzie idziemy?-sptrałam gdy bezcelowo błąkaliśmy się po stolicy południowych sąsiadów Polski.
-To ty znasz Pragę-powiedizał sugerując, żebym to ja coś wybrała
-Kino, ZOO, park...-zaproponowałam.
-A może romantyczny wieczór w domu?
-Też dobry pomysł-powiedziałam przygryzając dolną wargę. Ruszyliśmy w stronę domu. Gdy przekroczyliśmy próg mieszkania George ruszył prosto do stojaka z płytami DVD. Ja poszłam do kuchni i zrobiłam dwie gorące czekolady z bitą śmietaną. Podczas gdy weszłam do salonu zobaczyłam jak George trzyma w ręce "Teksańską masakrę piłą mechaniczną" i "Koszmar z ulicy wiązów"
-No to który?-spytał patrząc na mnie z promiennym uśmiechem
-Żaden-odparłam stawiając czekoladę na stoliku.
-Czemu?
-Kochanie wiesz, że lubię tylko horrory z rekinami oglądać a resztę wolę czytać.
-Więc obejrzymy "Teksańską masakrę", a ja ciągle będę przy tobie.
-Obiecujesz?
-Obiecuję. Przez cały film będę cię obejmował, a jak będziesz się bała, to wystarczy, że przekręcisz głowę i się we mnie wtulisz, a ja cię przytulę jeszcze bardziej-powiedział podchodząc do mnie-przy mnie nie masz się czego bać-to mówiąc złożył delikatny pocałunek na moich ustach, po czym włączył DVD. Usiedliśmy na sofie wtuleni w siebie i zaczęliśmy oglądać film.
Rozdział 9.
-Martynka! Córcia jak się za tobą stęskniliśmy-powiedziała mama przytulając mnie na przywitanie
-Moja mała córeczka-dołączył się tata - a to co za chłopak?
-Dzień dobry-przywitał się George.
-Rozumiem, że to twój chłopak.
-Tak-odparłam- mamo, tato poznajcie Georg'a.
-Witamy, witamy i zapraszamy do salonu. Upiekłam ciasto- moja mama zawsze wiedziała co powiedzieć, abym była szczęśliwa. Mam na myśli słowo "ciasto". Jej wypieki są wprost rewelacyjne.
-Rozpieszczasz mnie-rzekłam biegnąc do kuchni.
-A w tym Londynie to czym się żywicie? - spytał mój tato.
-Wraz z Martyną sami sobie gotujemy. Staramy się żyć zdrowo powiedział Geo.
-Aha zapomniałabym-przerwałam chwilową ciszę- od października zaczynam studia w Pradze.
-To gratulacje. Twoje marzenie z dzieciństwa się spełniło-przytuliła mnie mama - a co zrobicie z waszym związkiem?
-Aktualnie mam kilkumiesięczny urlop od czasu do czasu tylko nagrywamy jakieś piosenki i dajemy koncerty ale mimo wszystko postaram się być jak najczęściej u Martyny jednocześnie nie zaniedbując pracy.
-Widzę, że masz poważne zamiary wobec mojej córki, więc musimy porozmawiać. Chodźmy.-tata zwrócił się do Georg'a po czym wyszli.
-Mamuś...boję się o niego-powiedziałam biorąc do ręki arbuza.
-I masz o co. Tata pewnie go przeszkoli. Jesteś naszą jedyną córką, więc martwi się o Ciebie, poza tym nie tylko on. George wygląda na porządnego chłopaka. Życzę wam jak najlepiej, bo widzę, że jesteś z nim szczęśliwa.
-Dziękuję mamo. Zawsze mogę na Ciebie liczyć.
-Pakuję się. Znalazłam mieszkanie-odparłam biorąc do ręki nasze zdjęcie
-Ale zajęcia zaczynasz w październiku.
-A jest już koniec sierpnia, a muszę się trochę zaklimatyzować w Pradze, zresztą jak teraz to zawiozę to potem będzie mniej.
-Pomóc ci?-spytał z niezbyt ciekawą miną. Widziałam, że sceptycznie podchodzi do mojego wyjazdu. Im bardziej się zbliżał tym bardziej George był oschły.
-Jak chcesz to możesz się dołączyć-odparłam z uśmiechem.
-Martyna...zaczął niepewnie rozmowę unikając mojego wzroku.
-Hmmm?
-Już niedługo zaczynasz studia,a za tym idzie to, że wyjeżdżasz. Fakt będziemy mieli kontakt, ale...
-Coś nie tak?-spytałam. Mój głos już drżał. Obawiałam się o najgorsze
-Nie zrozum mnie źle, bo kocham cię i naprawdę traktuję nasz związek poważnie...
-Ale...
-Ale związki na odległość nie są trwałe. Przez pierwszy rok czy dwa będzie okej a potem? Poza tym ja tu ty tam...
-Rozumiem...nie musisz nic tłumaczyć- mówiąc to miałam już łzy w oczach po czym wstałam i wybiegłam. Na schodach spotkałam Josh'a, który chyba szedł do pokoju w którym był mój BYŁY chłopak.
PO KILKU MINUTACH Z PERSPEKTYWY GEORG'A
Gdy Josh przekroczył próg pomieszczenia zobaczył mnie jak oglądam moje i Martyny zdjęcie.
-ty czy Martyna powiesz mi co się stało?-spytał Josh
-Nic.-odparłem przedzierając zdjęcie na pół.
-Zerwaliście?
-Nie chciałem tego jasne!!! stary...co ja zrobiłem...
-Straciłeś ją.
-Dzięki za pocieszenie-powiedziałem- może chcesz wyjść?!
-Wyluzuj trochę to ona płakała, więc to ty ją zraniłeś.
-Jak masz zamiar mnie tak dalej pocieszać to lepiej sobie daruj.
-Biegnij za nią do jasnej cholery!!!
PO UPŁYWIE KILKU MINUT Z MOJEJ PERSPEKTYWY
Gdy znalazłam się na dworze poszłam do parku. bywałam tu co dzień, a od dzisiaj tak nagle miało się to zmienić. Chciałam się jak najszybciej po tym wszystkim przenieść do Czech. Weronika i Harry to załatwili a Karolina pakowała moje rzeczy, żebym nie musiała więcej oglądać Georga. Wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz - 4:53 PM. Samolot był o 7PM, ale na lotnisku musiałam być minimum godzinę wcześniej. Z przemyśleń wyrwało mnie wołanie mojego imienia.
-Martyna! hej, co ty tu robisz sama -usłyszałam za plecami głos Louis'a
-Hej-odparłam z udawanym uśmiechem
-Coś się stało?
-Nie spk jest ok.
-Przecież widzę.
-Nie chcę cię zadręczać moimi problemami.
-Nie zadręczasz, poza tym nie mogę patrzeć, jak piękna dziewczyna płacze i czymś się zamartwia.
-Nie znam takiej, ale widocznie ona potrzebuje Twojej pomocy, więc idź i ją pociesz, a ja i tak niedługo muszę na samolot iść.
-Mówiłem o tobie-odparł z promiennym uśmiechem-wylatujesz? gdzie? na długo?
-To dziękuję-odwzajemniłam uśmiech-tak, na studia i już tam zostanę na stałe.
-Co? Czemu?
-Mój chłopak...były chłopak, za którego jestem w stanie oddać życie ze mną zerwał, więc nie mam po co tu wracać.
-A przyjaciele?
-Są w szczęśliwych związkach.
-ale nie wszyscy-powiedział spuszczając wzrok
-Wszyscy. No może z wyjątkiem Josh'a. Ciągle jest sam, a jak tak to JJ ma Cat, Jaymy Olly'ego Liam do mojej koleżanki zarywa, Niall w stałym związku z lodówką, a o Zarolinie i Harronice nawet nie wspomnę i z tego co wiem ty też kogoś masz.
-Nie mam.
-Gazety mówią co innego
-Kłamią.
Zapadła niezręczna cisza.
-Tutaj niedaleko jest kawiarnia może się przejdziemy-zaproponował
-Może innym razem, muszę już lecieć-odpowiedziałam
-No cóż...to do zobaczenia.
-Louis...to mój numer, jak będziesz czegoś potrzebował to dzwoń albo pisz.
-Dziękuję-odparł chłopak z uśmiechem całując mnie w policzek
-Papa.
-Pa i jeszcze raz dzięki.
Rozdział 8.
-Hmmm...?
-A ten Louis...to kim dla Ciebie jest?
-To kolega...W sumie, to nie wiem czy mogę go nazwać kolegą, bo widzieliśmy się dwa góra trzy razy na oczy i tylko raz ze sobą rozmawialiśmy, a co?
-Nic- odparł idąc w stronę lodówki.
-Przyznaj, że jesteś zazdrosny.
-Ja zazdrosny....hahahahahahahaahhaahah...Nigdy!
-Jaaaasne-to mówiąc podeszłam do niego i zaczęłam go łaskotać.
-No dobra dobra...przyznaję się-mówił przez śmiech
-Do czego?-spytałam podchwytliwie
-Jestem o Ciebie cholernie zazdrosny a wiesz dlaczego? Bo cię kocham najmocniej na świecie i nie potrafie przestać...nie chcę przestawać bo dajesz mi szczęście i powód by żyć-rzekł składając pocałunek na moich ustach.
-Słodki jesteś. Ja też Cię kocham George-odwzajemniłam pocałunek
-Mamy jakieś plany na dziś?
-Ja mam. Dziś muszę wysłać dokumenty na studia, więc możesz gdzieś iść z chłopakami, bo ja się znad laptopa nie wychylam...no chyba że będę chciała kawy. poza tym dawno z rodzicami nie rozmawiałam.
-A gdzie oni mieszkają
- W Polsce.
-To ja zamówię bilety do Polski, a ty kochanie się skoncentruj-rzekł z uśmiechem. Jego słowa mnie zatkały. Nie sądziłam że będzie chciał lecieć ze mną do moich rodziców.
-George...jesteś pewien, że chcesz tam lecieć?
-No pewnie że tak. Bardzo chcę poznać twoją rodzinę. To ja idę na górę a ty tu pracuj, nie będę ci przeszkadzał.
***
Po tygodniu przyszła odpowiedź z uczelni. Byłam bardzo zdenerwowana. Pobiegłam do Karoliny.
-Siostra dostałam odpowiedź!-krzyknęłam, po czym rzuciłam się jej na szyję.
-I jak?! Mów!!! Dostałaś się?!
Otworzyłam list i zaczęłam czytać.
I?-dopytywała Karolina
-Jeeeeeej!!!!!!!!!!!!! Dostałam się!!!!!!!!!!!!!!
-Siostra nie wiesz jak się cieszę. A gdzie ta uczelnia?
-W Pradze-odparłam
-Gdzie to?! W Austrii?
-Karolina...Praga to stolica Czech...Teraz tylko muszę to Georgowi powiedzieć
-Nareszcie na coś ten Twój czeski się przyda. Hmmmmm...to idź, a ja do sklepu pójdę.
Zeszłam na dół. George siedział w salonie z słuchawkami na uszach. Podeszłam do niego, wyłączyłam muzykę i usiadłam obok.
-Dostałaś się? -spytał trzymając moją dłoń.
-Tak, tylko to oznacza rozłąkę na pięć lat-odparłam. moje oczy były już pełne łez. Jedyne czego chciałam, to aby mnie przytulił.
-Jak to rozłąkę na pięć lat? Przecież tu jest twój dom i podczas studiów nadal możesz tu mieszkać.
-Kochanie, tylko te studia są w Pradze.
Gdy to usłyszał momentalnie posmutniał. Od listopada zaczynali światową trasę, a moje studia tym bardziej pogorszą nasz kontakt.
-To kiedy jedziesz?
-Za dwa miesiące jest rozpoczęcie, a teraz muszę jakieś mieszkanie znaleźć.
-Pomogę ci.
-Ty masz pracę, a ja sobie jakoś dam radę spokojnie
-Wiesz że cię kocham?
-Wiem George...wiem...
Rozdział 7.
-Co chcesz?-spytałam schodząc po schodach.
- Słyszałam, że ci się nudzi.
-Nom, trochę Chłopaki wyjechali więc...
-Ty jechać ze mną! Rozumieć mnie? samej mi się zawsze nudzi więc...ty iść tam ze mną.
-Czemu nie-odparłam, po czym wyszłyśmy. Gdy dojechałyśmy na miejsce całą 7 się wydurnialiśmy. Chłopaki są naprawdę świetni. Po pół godzinie dołączyła do nas Weronika- dziewczyna Harry'ego, a moja jedna z najlepszych przyjaciółek. Louis non stop się na mnie gapił. Po chwili rzekł:
-Martyna, możemy pogadać?
-Jasne-odparłam z uśmiechem.
Poszliśmy na spacer po okolicy.
-Fajnie tam było...-przerwał niezręczną ciszę.
-Tak, bardzo-nie mieliśmy zbyt wielu wspólnych tematów.
-Masz kogoś?
-Tak. Mam chłopaka.
-Ups...wtopa
-No bez przesady-uśmiechnęłam się.
-Długo jesteście razem?
-Jak mam być szczera, to nie wiem ile dokładnie, ale dość sporo.
-Ma chłopak szczęście, oby tylko cie nie wypuścił i nie zranił-rzekł patrząc mi w oczy.
-Martyna!-przerwała nam rozmowę Weronika.
-Tak?-zwróciłam się do siostry.
-George przyjechał. Powiedziałam, że cię przyprowadzę-powiedziała-yyyyyyyyyyyyyyyyyyy, a on co tu robi?-spytała patrząc na Tomlinsona.
-Siostra, to tylko kumpel, wiem, że go nienawidzisz, nie mam pojęcia za co, bo on jest naprawdę spoko-odparłam.
-To ja sobie pójdę-powiedział Louis ze smutkiem odchodząc.
-No chodź, bo ja już się za Hazzą stęskniłam, a na Ciebie twoja druga połówka jabłka czeka.
-Okejjj, ale powiedz dlaczego nie lubisz Louis'a?!
-Po prostu przeczucie-odparła idąc w drogę powrotną.
Rozdział 6.
-Co robisz?-spytałam ziewając.
-Rozwiązuję krzyżówkę-odparła.
-Chcesz udawać mądrą?
-Siostra nie przeceniaj mnie...ja mam krzyżówki dla dzieci a nie dla Einsteinów-powiedziała zbulwersowana. Trzeba jej było przyznać, że słodko się denerwowała tak jak trzylatek gdy ktoś nie pozwoli mu bawić się jego ulubionym samochodzikiem
-Tsaaaa...Dla normalnych ludzi pewnie Zayn ci zabrał, bo bał się, że coś sobie zrobisz.
-Ciooooo?!
-Nic nic...masz to ciastko-odparłam gładząc ją po głowie.
-Nie ce!
-Grrrr...Karolina z Tobą gorzej niż z dzieckiem!
-Ciooooo?!
Załamana przeszłam do salonu. Wzięłam ze stolika książkę i zaczęłam czytać.
-Pffff... i kto tu jest kujonem-spytała Karolina. Na te słowa dostała poduszką w twarz.
-Noooo...nienawidzę budzić się sama-odparłam.
-Tak, wiem, przepraszam...
-Nie masz za co. To twoja praca, a ja to rozumiem i toleruje.
-Jesteś cudowna-powiedział.
-Tak tak wiem. W piekarniku jest jeszcze ciepły obiad.
-Ooooo...Kocham cię.
-Miło i...to też wiem-odpowiedziałam uśmiechając się.
-Zjesz ze mną.
-Nie, dziękuję ja już jadłam.
-Ty gotowałaś czy Karolina?
-Skarbie, ja nie chcę pod mostem mieszkać. Jeszcze dom spali...Oczywiście że ja gotowałam.
-Uffff...bo widzisz tak się składa że chcę jeszcze żyć.
-Sam?
-Nie. Nie sam tylko z Tobą no i w przyszłości z dzidziusiem.
-Ejjj ja jeszcze mam szkołę i jestem za młoda na dzieci.
-No wiem że nie teraz, ale już powoli można myśleć o potomku-rzekł kładąc mi rękę na brzuchu.
Rozdział 5.
-Też się cieszę. To co idziemy na zakupy?
-Jeszcze pytasz? Ale obiecaj mi, że jak wejdziemy do sklepu to z bluzek nie wyskoczy George kręcący hula-hop i śpiewający C'mon C'mon.
-Obiecuję-odparłam ze śmiechem.
-Ani z bluz, spodni, sukienek, toreb itp.
-No tak. Przecież ci obiecałam-rzekłam.
-Uffff...już zapomniałam, kiedy ostatnio wyszłyśmy same na zakupy.
-Hmmm...jak potrzebowałaś preze...
-Ciiii...-przerwała mi-on tam też był. Olaliście mnie kompletnie a to nie było miłe.
-Sorki
-Daj torebkę-powiedziała Karolina.
-Po co ci?
-No daj-wyrwała mi ją z ręki-muszę się upewnić czy George'a tam nie przemyciłaś.
Gdy to usłyszałam moja mina była mieszanką face palm i przerażenia z głupoty siostry.
-Ta bluzeczka jest śliczna-powiedziała Karolina wchodząc do House'a.
-Bo ma pacyfkę?
-Dokładnie
Po zwiedzeniu wszystkich sklepów nic dla siebie nie znalazłam.
-Empik czy gdzieś na kawę idziemy?-spytała Karolina
-Empik, może tam coś sobie kupię-odparłam. Najpierw poszłam w stronę książek. Skierowałam się do regału gdzie były książki Grahama Mastertona.
-Znowu robisz z siebie kujona?-spytała siostra z płytą Green Day'a w ręku.
-Lubię czytać, a Horrory kocham. Kiedy to pojmiesz?
-Eeeeee...NIGDY-odpowiedziała pokazując mi język.
Czasem naprawdę podziwiam Zayn'a że z nią wytrzymuje ...no tak MIŁOŚĆ
-Znalazłaś coś?-podeszła do Mnie Karolina z całą torbą płyt.
-Wow...jak ty to do domu zaniesiesz?
-No...albo ty mi pomożesz...albo z Twojej magicznej torby wyskoczy George.-na te słowa wybuchłam śmiechem. Po pół godzinie znalazłam książkę "Sfinks" i płytę The Fray, co prawda jest już stara, ale od dawna na nią polowałam.
-To jak z tą magiczną Torba?-przerwała mi czytanie Karolina
-Zobaczę co da się zrobić-to mówiąc wyjęłam z Torby telefon i zadzwoniłam do mojego kochanego chłopaka.
-Halo?-usłyszałam w słuchawce jego głos
-Hej kochanie, bo widzisz...mamy problem-odezwałam się próbując się nie śmiać z Karoliny.
-Ratunku ja tonę!-wrzeszczała Karolina
-Co?-spytał zmieszany Geo.
-Przepraszam cię za nią, ale kupiła masę ciuchów i nie tylko...moglibyście po nas przyjechać...najlepiej hmmm tirem.
-Tirem to nie, ale busem czemu nie. Zaraz po Ciebie przyjadę
-Dziękuję, ale Karolinę też zabierzemy?
-No jak musimy
-Kocham cię wiesz?
-Wiem misiu ja ciebie też.
-Pa.
-Pa.
-I jak przyjedzie? Moje utonięcie pewnie go przekonało-spytała uchachana Karolina.
-Tsaaaaa...omg z kim ja się przyjaźnię?
-Ze mną, a coś się nie podoba?!
-Jest rewelacyjnie, bo dzięki Tobie siostra mam wspaniałe życie.
-OOOO to słodkie...odparła po czym obie zaczęłyśmy się wydurniać.
Rozdział 4.
-Dzięki-odparli
-To ile już jesteście razem?-spytał George
-Trzy lata, siedem godzin czterdzieści pięć minut i siedemnaście sekund-odpowiedział zayn
-Awwwww...słodki jesteś. pamiętasz to aż tak dokładnie?-powiedziała z podziwem Karolina.
-Pamiętam wszystko związane z Tobą-rzekł Zayn.
-I to niby my jesteśmy za słodcy-szepnął mi do ucha George
-To je Zarolina tego nie ogarniesz-odparłam. George objął mnie w pasie i przycisnął do siebie.
-My też tak będziemy świętować nasze rocznice. Zobaczysz.-rzekł
-Nie chcę świętować...Chcę być z Tobą już na zawsze-odparłam wtulając się w niego.
***
-Jakieś plany na dzisiaj?-spytałam podchodząc do Georgea, który siedział w salonie z laptopem na kolanach.
-A wieczorny koncert i wcześniejsze spotkanie z chłopakami się liczy?
-Tak.
-To tak. a tak apropo myślałem, że może byś ze mną poszła-powiedział odkładając laptopa i ciągnąc mnie za nadgarstek, abym usiadła mu na kolanach.
-Hmmmm...pomyślę
-No chodź proooooszę-nalegał robiąc minę zbitego psiaka
-Może wreszcie poznasz mnie z chłopakami...
-A co, ja ci już nie wystarczam?
-Ty mi zawsze wystarczasz, ale ich też bym chciała poznać.
-Hmmm...okej...ale teraz daj buzi.
Pocałowałam go po czym on przygryzł dolną wargę. Kochałam gdy tak robił.
-To co idziemy?-spytałam
-No dobra-odparł znów mnie całując. Gdy dojechaliśmy na spotkanie wszyscy już tam byli.
-Hej wszystkim. To moja dziewczyna Martyna, a to Josh, JJ, Jaymy i Olly.
-Hej. Miło cię poznać. George dużo nam o Tobie opowiadał -powiedział Josh.
-Dobrze wiedzieć, bo mi o Was nic-spojrzałam na George'a znacząco. On tylko się zaczerwienił.
-Usiądźcie co tak stoicie?-rzekł Jaymy. Geo popatrzył na Josha jakby chciał go zabić, po czym usiadł.
-To ile jesteście razem?-spytał Olly
-Tydzień-odezwał się George.
-To jeszcze wszystko przed Wami-powiedział JJ, po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Długo tak gadaliśmy. Chłopaki są naprawdę wspaniali. Można się z nimi śmiać całymi godzinami, a czas przy nich po prostu biegnie jak na maratonie. Nadszedł czas koncertu. Czekałam na Georgea za kulisami. Uparł się jak dziecko, że muszę tam być, choć ja wolałabym być na widowni. Zaśpiewali min. Carry You Love Story Forever Young i Boyfriend. pod koniec koncertu George zabrał głos:
-Wiem, że śpiewaliśmy już tą piosenkę, ale za kulisami jest osoba bliska mojemu sercu, to moja dziewczyna Martyna. Kochanie chodź tutaj.
Byłam w szoku, ale weszłam na scenę tak jak kazał. Fanki były niezwykle zdziwione, ale po krótkim czasie zaczęły bić brawo i krzyczeć "gorzko, gorzko". George bez zastanowienia mnie pocałował. Gdy zaśpiewali Carry You popłakałam się ze szczęścia. W drodze powrotnej nie przestawaliśmy się miziać.
-Wygląda na to, że moje fanki cię polubiły-odezwał się.
-Wiem, ja też je lubię. Są naprawdę wspaniałe-To mówiąc przytuliłam się do niego i zasnęłam.
Rozdział 3.
-Tak. Która godzina?-spytałam opierając się na łokciach.
-Po dziesiątej.
-Już? Karolina mnie zabije.-odparłam znów się kładąc.
-Niby czemu?
-Miałam z nią iść kupić coś Zayn'owi na ich rocznicę.
-No to pójdzie sama.
-A ja?-spytałam
-A ty zostaniesz ze mną-odparł delikatnie mnie całując.
-Ktoś tu chyba nie był razem-powiedziała Karolina wchodząc do naszej sypialni-George zabieram ci Martynę.
-A ja chcę być zabrana?-spytałam
-Tak chcesz-odparła Karolina.
-Dobra to wy idźcie, a ja się z chłopakami spotkam.-rzekł George przytulając mnie
-Jesteś pewny?
-Tak Martyna jest pewny. Chodź już-odparła Karolina.
-Kocham cię-powiedział Geo całując mnie-Będę tęsknił.
-Też cię kocham. Nie chcę tam iść.
-Martyna rusz ten tyłek!-wrzeszczała Karolina.
-Ona tak zawsze?-spytał
-Zawsze...-odparłam otwierając drzwi.
***
-Martyna...Doradź co kupić Zayn'owi...
-Lusterko! Mogę już iść?
-Nie. Nie możesz. On ma dużo lusterek...hmmmm...
-I z tego też się ucieszy...Mogę już iść?
-A może sygnet?
-Hę? Karolina on się ze wszystkiego ucieszy, bo to będzie od Ciebie a on cię kocha! Mogę już iść?
-Nie! Masz tu zostać.
-Grrrrr....nienawidzę cię.
-Też cię kocham- odparła kierując się w stronę lusterek-Martynaaaaa!
-Co?
-Tam jest George?-spytała pokazując mi chłopaka całującego się z jakąś dziewczyną.
-Nie. George właśnie tu idzie-pokazałam w przeciwnym kierunku.
-Hej kochanie i...Karolina-przywitał się
-Hej. Tęskniłeś?-spytałam
-Nawet nie wiesz jak-odparł całując mnie
-Za słodcy! Mogę zwymiotować?-jak zwykle Karolina musiała skomentować-Hallo...ziemia do Martyny i George'a...przestaniecie się łaskawie całować? Ja tutaj też jestem!
-Mówiłaś coś?-spytałam odklejając się od Geo.
-Nie...nic-odparła z ironią i poszła z lusterkiem do kasy mówiąc-jeden dzień chcę spędzić z Martyną bez George'a...naprawdę proszę o zbyt wiele?
Rozdział 2.
-Czasem zapominam, że tu mieszkasz...-osparłam
-Mów jak randka-dopytywała
-To nie randka! Chcesz kawy?
-Poproszę. A przed domem to ja się całowałam?
-Podglądałaś! I to on mnie pocałował-próbowałam się bronić.
-Dzisiaj idziemy do kina?-spytała kontrolnie Karolina
-To dzisiaj?
-Czyli nie.
-Przepraszam Cię siostra. Na śmierć zapomniałam.
-Nie no idź do swojego księcia, a ja sie z Zaynem spotkam.
-Przepraszam jeszcze raz.
Naszą rozmowę przerwał telefon.
-Niech zgadnę...George-powiedziała Karolina pijąc Kawę
-Bingo-odparłam
-Odbierz, bo jeszcze biedny pomyśli, że coś ci się stało.
Posłuchałam siostry.
-Halo?
-Hej. Wczoraj było bardzo miło-usłyszałam w słuchawce głos Georgea.
-Hej. Zgadzam się-odparłam. Karolina wyrwała mi z ręki telefon
-Hej George tu Karolina. Widziałam jak się całowaliście, więc może łaskawie powiesz jej co do niej czujesz. Pa-Karolina oddała mi telefon.
-Przepraszam cie za nią. Czasem już tak ma-rzekłam
-Nie przejmuj się. Możemy się dzisiaj spotkać?
-Jasne, nie ma sprawy.
-Będę po ciebie o 16. Do zobaczenia
-Pa.
-Nie dziękuj-usłyszałam głos Karoliny
-Tsaaa...
-To o której masz randkę ze swoim chłopakiem?
-Po pierwsze to nie mój chłopak, po drugie to nie randka, a po trzecie na 16 ma tu być.
-Zrobię z Ciebie boginię...-powiedziała Karolina ciągnąc mnie za nadgarstek na górę.
***
-Wow. Wyglądasz pięknie-powiedział George, gdy otworzyłam drzwi.
-Przepraszam, ja bym się najchętniej w jeansy ubrała, ale wpadłam w ręce Karoliny, stąd ta sukienka.
-Nie przepraszaj. Wyglądasz idealnie.
-Dziękuję. Miło, że tak mówisz. To gdzie jedziemy?
-Na kolację.
-Brzmi zachęcająco-odparłam
-Hej gołąbeczki miłej zabawy-powiedziała Karolina jedząc arbuza
-Nie jesteśmy parą!-powiedziałam
-Martyna, nie warto. oni i tak mają swoją prawdę-powiedział Geo biorąc mnie za rękę.
-Nie są parą, a się za ręce trzymają-skomentowała Karolina zamykając drzwi. Wsiedliśmy do samochodu.
-Jak mam być szczery, to bałem się, że się nie zgodzisz-rzekł George odpalając samochód.
-Czemu miałabym się nie zgodzić?
-Sam nie wiem...masz kogoś?
-Gdybym miała, to bym się z Tobą nie umówiła.
-Przepraszam...nie było pytania.
-Jesteś bardzo zdenerwowany...
-Wydaje ci się
-George...mieszkam z Karoliną...więc widzę, że jesteś bardzo spięty. Chłopaków możesz oszukiwać, ale mnie ci się nie uda.
-Jesteśmy na miejscu-odparł zmieniając temat. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do restauracji. Zaczęły nas oblegać jakieś dziewczyny i reporterzy. Nie trudno było się domyślić, że te dziewczyny to jego fanki.
-kocham cie George-krzyczała jedna.
-Wyjdziesz za mnie?-wrzeszczała inna
-Dziewczyny, proszę dajcie mi przejść. Jestem tu na randce z miją dziewczyną-odparł George. Zastanawiałam się co miał na myśli mówiąc "randka" i "moja dziewczyna"
-Eeeeeeeee...George...chciałbyś mi coś powiedzieć?-spytałam
-Martyna...cholernie mi się podobasz...Kocham cię...będziesz ze mną chodzić?
Te słowa mnie zaszokowały. Jedyne co zdołałam z siebie wykrztusić to:
-Oczywiście, że tak.
W tej chwili zbliżył się do mnie i połączył nasze wargi w soczystym pocałunku.
Rozdział 1.
-Hej siostra! Powinnaś zamykać te drzwi. Jeszcze cię okradną-wpadła do mojego domu Karolina.
-Mhm-odparłam
-Cio jest?
-Nic.
-Widzę, że ci się nudzi, więc mi nie odmówisz.
-Karolina mów co jest.
-Dzisiaj Zayn z chłopakami..
-Skończ-przerwałam jej
-Daj mi dokończyć. Zayn z chłopakami umówili się z Union J, tak pogadać itp, więc stwierdziłam, że pójdziesz ze mną, bo samej będzie mi się nudzić.
-A muszę?-spytałam-mam dziś dzień lenia.
-Tak jak co dzień. Co ci za różnica.
-No dobra...niech ci już będzie.
-W takim razie zbieraj się.
-Co?
-No chłopaki czekają w samochodzie.
-Karolina...
-Też cię kocham-mówiąc to uśmiechnęła się do mnie. Odstawiłam laptopa, poprawiłam make-up i wyszłyśmy. Wsiadłyśmy do samochodu.
-Hej wszytskim-przywitałam się.
-Hej-odpawiedzieli razem i ruszyliśmy.
-Louis przestań się tak gapić na Martynę-odezwała się Karolina-zakochałeś się w niej czy co?-speszony chłopak spuścił wzrok.
-Dojechaliśmy-odezwał się Zayn. Wysiedliśmy i poszliśmy do studio. Chłopaki z Union J już tam czekali.
-Hej. To moja dziewczyna Karolina, a to jej przyjaciółka Martyna-przedstawił nas Zayn.
-Hej. Miło was poznać dziewczyny.
-Hej Martyna jestem George-podszedł do mnie brązowooki przystojniak.
-Hej. Miło cię poznać.
-Ciebie również. Nie sądziłem, że One Direction przyjaźnią się z tak ładnymi dziewczynami.
-Wątpisz w ich gust?-zaczerwieniłam się lekko się uśmiechając
-Teraz już nie-odparł przygryzając wargę i oboje się zaśmialiśmy.
-George chodź już!-wołał go JJ
-Zostaw go, jest zajęty-odparł Josh.
-Chyba musisz już iść-zwróciłam się do mojego towarzysza.
-Emmmm...poradzą sobie sami. Na dole jest fajna kawiarnia, może dasz się zaprosić?
-Z przyjemnością -odparłam i oboje ruszyliśmy w stronę windy